- Marotti! Marotti poczekaj! - krzyknęłyśmy w pogoni za producentem Y-mix'u.
- Tak, dziewczynki? - powiedział i wyszczerzył zęby.
- Chcę Tobie, Panie Marotti coś zagrać. Chodzi o moją nową piosenkę... - dziewczyny zaczęły kiwać głowami.
Przyszliśmy do małej sali muzycznej (nie tej co wczoraj). Zaczęłam.
Es seguro que me oíste hablar
de lo que se puede hacer,
de la magia que tiene cantar
y de ser quien quieres ser.
- Wybornie! - krzyknął Marotti.
- Aaaa. Ok. - odpowiedział.
Ya no importa qué pueda pasar,
si no lo que tú has de hacer,
el color que uses al pintar,
lo que pienses y el pincel.
Nie wiedząc jak bardzo piosenka przypadła do gustu moim kolegom, koleżankom i nauczycielom śpiewałam jak gdyby nigdy nic. Bardzo mnie wciągnął sens tej piosenki. Słowa ciągnęły się jedno za drugim, drugie za trzecim i tak niemal bez końca. Lecz wszystko co dobre szybko się kończy.
Brawa się nie kończyły. Ukłoniłam się i szeroko uśmiechnęłam. Chciałam, aby zauważono ile znaczy dla mnie ta piosenka. Zeszłam ze sceny i poszłam z dziewczynami do pokoju.
Fran została w sali. Stanęła przy pianinie. Zagrała. Piosenkę piękną i niesamowitą, zresztą jak ona sama. Nigdy nie widziałam mojej przyjaciółki przy pianinie. A tymbardziej - tak pięknej piosenki nigdy nie słyszałam. Na zawsze zapamiętam tę chwilę. Widziałam ją przy pianinie z tą piękną piosenką. Po włosku. W końcu to jej ojczysty język... ale czy ona nie była zbyt smutna jak na Fran?
Zeszła ze sceny.
- Brava, Fran, brava! - krzyknęłam.
- Dzięki... - powiedziała mrugając oczami.
Napisała tyle wspaniałych piosenek, a żadnej z nich nie usłyszałam ja - jej przyjaciółka. Jak mogłam tego nie zauważyć też w piosence. Jak później powiedziała nam wszystkim dziewczynom z pokoju, ona tęskniła za rodziną. Mieszka we włoskim hotelu, a nie ma chili, aby wstąpić nawet na minutę, dwie. Przy tym się rozpłakała. Po tym kiedy już ochłonęła, poszłyśmy spać. Rano zawiązałam jej oczy, jeszcze zanim się obudziła. Kiedy już wstała, ubrała się i zaprowadziliśmy ją... do jej rodzinnego domu! Swoich rodziców widziała ostatni raz pół roku temu, ze względu na Studio, została przecież w Argentynie. Posiedzieliśmy też z Lucą, jej starszym bratem. Moja przyjaciółka nareszcie jest szczęśliwa.
Później mieliśmy kolejny koncert. Już ostatni w Rzymie. Poszliśmy na próbę. Tam na początku... poprosili Fran na środek, aby... zaśpiewała swoją piosenkę, którą wczoraj śpiewała! Okazało się, że nie tylko ja słyszałam jak wczoraj śpiewała. I ... zaczęła! Wszystkim się podobało. Po próbie, przyszedł nijaki pan Francisco do Fran. Zaproponował jej kontrakt na płytę! Niestety, nagrania musiałyby być we Włoszech... w Rzymie. Boję się decyzji Fran, ale chcę, aby była szczęśliwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz