
- Leon? - powiedziałam.
- Tak, Violu? - zapytał miło.
- Czy nie uważasz, że coś się z nami dzieje złego? Że tracimy przyjaźnie, a z nimi... siebie? - zapytałam.
- Może trochę. A co? - powiedział.
- No bo ja mam takie wrażenie. Jakby coś co psuje wszystko. Co gorsza. Myślę, że to marzenia są problemem. - wypaliłam.
- Marzenia są po to, aby je spełniać. Nie można się kierować, tym co inni myślą. Robisz to co chcesz i marzysz to jest właśnie najważniejsze - opowiedział spokojnie Leon.
"Marzenia są po to, aby je spełniać" - mówiłam sobie te słowa wracając, już sama, do pokoju. W nim rownież byłam sama. Samiusieńka.
Następnego dnia lecieliśmy do Mediolanu. Mediolan, jak się okazało to takie piękne miasto, o jakim nigdy mi się nie śniło. Francesca domagała się kolejnych historii mojej i Leona. Więc zaczęłam:
- Miało być przedstawienie. Takie wieeeelkie. No i my tak długo ćwiczyliśmy taniec do niego, że usnęliśmy i Leon został u mnie w domu aż do następnego ranka kiedy biegliśmy do przedszkola. - powiedziałam.
- Miła historia. Byliście prawdziwymi przyjaciółmi. - powiedziała Fran.
- Taaak - uśmiechnęłam się - to były czasy.
Poszliśmy ugościć się w pokojach. Oczywiście, znowu wszyscy chłopaki w jednym pokoju, a wszystkie dziewczyny w drugim. W końcu nas już jest tylko dziewięcioro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz