Leon mnie przytulił. Poczułam, że na pewno nic się nie stanie. Ale Fran zostaje. Wszystko niby się układa... ale coś jest nie tak, jak powinno być. Nasze stare przyjaźnie się odbudowują. Wiem! Nam brakuje.... Ludmiły! Prawdziwej Ludmi, nie takiej jak jest z Federico. Ale takiej jak była. Mimo, że była wredna, chcemy jej takiej jaka była kiedyś. Lecz nie w takim stopniu...
- Leon? - powiedziałam.
- Tak, Violu? - zapytał miło.
- Czy nie uważasz, że coś się z nami dzieje złego? Że tracimy przyjaźnie, a z nimi... siebie? - zapytałam.
- Może trochę. A co? - powiedział.
- No bo ja mam takie wrażenie. Jakby coś co psuje wszystko. Co gorsza. Myślę, że to marzenia są problemem. - wypaliłam.
- Marzenia są po to, aby je spełniać. Nie można się kierować, tym co inni myślą. Robisz to co chcesz i marzysz to jest właśnie najważniejsze - opowiedział spokojnie Leon.
"Marzenia są po to, aby je spełniać" - mówiłam sobie te słowa wracając, już sama, do pokoju. W nim rownież byłam sama. Samiusieńka.
Następnego dnia lecieliśmy do Mediolanu. Mediolan, jak się okazało to takie piękne miasto, o jakim nigdy mi się nie śniło. Francesca domagała się kolejnych historii mojej i Leona. Więc zaczęłam:
- Miało być przedstawienie. Takie wieeeelkie. No i my tak długo ćwiczyliśmy taniec do niego, że usnęliśmy i Leon został u mnie w domu aż do następnego ranka kiedy biegliśmy do przedszkola. - powiedziałam.
- Miła historia. Byliście prawdziwymi przyjaciółmi. - powiedziała Fran.
- Taaak - uśmiechnęłam się - to były czasy.
Poszliśmy ugościć się w pokojach. Oczywiście, znowu wszyscy chłopaki w jednym pokoju, a wszystkie dziewczyny w drugim. W końcu nas już jest tylko dziewięcioro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz