czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział 6




Leon pojechał do szpitala. Stracił przytomność. Nie wiadomo, czy jeszcze doznał jakiś obrażeń, ale jedno jest pewne - szybko nie wyzdrowieje. Violetta zadzwoniła do swojego taty, Priscilli i Ludmiły, żeby szybko tutaj dotarli i odebrali ją z parku. Siedziała tam i czekała. Chciała zapytać co z Leonem, dowiedzieć się coś więcej. Jakby tego wszystkiego było mało, zaczął padać deszcz. Po pół godzinie na miejsce gdzie stała przemoknięta dojechało czerwona Astra GTC. Priscilla krzyknęła przez spuszczoną szybę "Wsiadaj!". Violetta popatrzyła na tor i poszła do samochodu.

~~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~~

Droga dłużyła się. Gdy zobaczyła szpital, powiedziała "Stój". I wysiadła. Biegła w deszczu, który lał się strugami. Musiała pokonać ponad pół kilometra i to właśnie zrobiła. Zapomniała, że dzisiaj miała wylecieć do Londynu. Zapomniała o szansie, jaką dostała. Dobiegła cała przemoczona do szpitala. Poszła do recepcji.

- Leon Verdas - powiedziała zdyszana. - Gdzie leży Leon Verdas!?
- 3 pokój po lewej, ale proszę poczekać aż lekarz pozwoli.

Poszła pod tą salę, była otwarta. Stali tam rodzice Leona i lekarz. "Jak tylko się obudzi, weźmiemy go do Meksyku" - usłyszała zrozpaczona Violetta. Usiadła na krzesełku obok drzwi.
"Jak to? Jak on może wyjechać?!" - myślała roztrzęsiona. Rodzice Leona wyszli. Zobaczyli Violettę, która była najwyraźniej smutna. Usiedli koło dziewczyny.

- Nie martw się Violetto. Leon wyjeżdża z nami do Meksyku. Chcemy, aby wyzdrowiał, a prawdopodobnie czeka go rehabilitacja. Będzie mógł wrócić do nas, swojej siostry i domu. Nie będzie musiał mieszkać w hotelu. Nareszcie poczuje co to prawdziwy dom. Zresztą, nieraz mówił nam, że chce wrócić - tłumaczyła Violetcie, mama Leona.
- Przepraszam, muszę wyjść. Jeśli możecie, powiedzcie Leonowi jak się obudzi, że lecę do Londynu.

Wyszła szybko ze szpitala. Gdy wróciła do domu była już 14:30. O 16:50 miała samolot do Londynu. Musiała jeszcze spakować kilka rzeczy. Więc weszła do pokoju i pakowała się. Gdy spakowała wszystkie ubrania, zobaczyła dopiero ile wspaniałych chwil pomieściły te ściany. Cztery, puste, nie wyrażające uczuć ściany znają każdy smutek, radość, śmiech i płacz Violetty. Zobaczyła ramki na ścianach, zobaczyła kartki, które do niej wysłano. Ale szczególnie jedno zdjęcie zauroczyło jej oczy - wspólne z Leonem. Wpatrywała się w nie, ale musiała pakować się dalej. Spakowała wszystkie pamiątki, poduszki i ozdoby. A gdy pokój był pusty, niezamieszkany zobaczyła na jednej z półek zdjęcie z mamą...

~~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~~
Jechała w tym deszczowym dniu na lotnisko. Za godzinę samolot miał się unieść ponad ziemię. Kiedy zobaczyła wielki szklany budynek, a przed setki ludzi z walizkami, torbami i torebeczkami, pomyślała, że dobrze, że leci pierwszą klasą. Gdy stanęła na drugim piętrze tego budynku spojrzała ostatni raz na miasto, które było świadkiem wszystkich zdarzeń w jej życiu.

- Idź - powiedział ze smutkiem tata. - Spóźnisz się.

Poszła dalej. Dała walizki do sprawdzenia, przeszła przez bramki. Pożegnała się z tatą, który ją zawsze wspierał. I poszła dalej. "Pasażerów pierwszej klasy udających się do Londynu zapraszamy do samolotu.", usłyszała Violetta. Wzięła swoją torebkę i pamiętnik oraz śmiałym krokiem ruszyła w stronę samolotu. Znalazła szybko swoje miejsce i zajęła je. Samolot uniósł się nad ziemię.

Violetta leciała 14 godzin. Gdy wyszła z lotniska ze wszystkimi swoimi torbami, wzięła kartkę, na której napisane było gdzie mieszka. Był to hotel Grand Gold. Usiadła w swoim pokoju na łóżku. Był to duży pokój z aneksem kuchennym, dużą łazienką, salonem i sypialnią. Otwierany na kartę magnetyczną. Wzięła telefon i chciała zadzwonić do Leona. I próbowała. Nie dodzwoniła się, dlatego próbowała teraz do mamy Leona. Odebrała go.

- Czy Leon wyzdrowiał? - zapytała nie witając się.
- Tak, jesteśmy już w Meksyku... - powiedziała kobieta.
- Aha, dziękuję... do widzenia - powiedziała szybko i się rozłączyła.

Była zszokowana, że on naprawdę, jest teraz tysiące kilometrów od niej. Wcale nie żałowała, tego, że wyjechała. Wyszła z hotelu i poszła na spacer. Szła ulicą, było ciemno. Nagle od tyłu ktoś ją napadł.

~~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~~ 

Oto szósty rozdział opowiadania! Co się stało na ulicy?  Czy Leon wyzdrowieje do końca?
Co z Leonettą? - tego dowiecie się wkrótce, a w części - w następnym rozdziale :)

7 rozdział = 2 komentarze

Wierzę w Was! A, no i następny rozdział będzie szybciej (jeśli będą 2 komy) niż ten!
 

3 komentarze:

  1. Suuuper !!!
    Myślę że to jakiś bandyta , porywacz lub nowa miłość .
    Uważam że Leonetta nie będzie prędko , ale wszystko może się okazać .
    Czekam na szybki Next :)
    Całuję i pozdrawiam :*

    Ludmiła ... <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaaa !!
    Leonetta !! O nie !!
    Leon na końcu świata , a Violetta na drugim :(
    Myślę że jakiś porywacz nadszedł ją od tyłu ... lub gorzej .... :(
    Czekam na szybki next :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super blog :) Dopiero co weszłam a już to kocham :)
    Myślę że to jakiś gwałciciel :P albo miłość ... Albo Leon !!
    Nie mam pojęcia :(
    Czekam na NEXT :) :)
    Pozdro :)
    Roxy :P :D

    OdpowiedzUsuń